Prawie ze lzami w oczach opuszczalismy Laos. Kraj na osobna wyprawe.
Z wielkim trudem, autobusami, truckami i na motorach po lesnych drogach dostalismy sie na granice. Celnik w drewnianej budzie, bez munduru ale za to w brudnej koszulce z napisem POLICE zazadal po 1$ za wbicie pieczatki, taka oficjalna lapowka. Po Kambodzanskiej stronie podobnie tyle ze 2$. Nastepnie okazalo sie ze nie mu juz autobusu ale za to mozemy jechac taksowka za jakas kosmiczna kwote. Z nadzieja za zlapiemy inny autobus przejechalismy na inne przejscie oddalone 10 km. Co ciekawe oficialnie bylismy juz w Kambodzy (mielsimy wbite piecztki) ale bez problemu wjechalismy spowrotem do Laosu i przekroczylismy granice na innym przejsciu w srodku lasu gdzie nikt nawet nie ogladal naszych paszportow. Tu sytuacja podobna, autobusu niet ale czeka juz na nas taksowka, ta sama co wczesniej...
Takich przygod nie mielismy jeszcze na zadnej granicy ale ostatecznie jestesmy w Kambodzy i dotarlismy do stolicy.
Pierwsze wrazenia z Kambodzy, nie liczac granicy, bardzo ok ;)
Jutro jedziemy do Sieam Reap ogladac Angkor Wat.
pozdro
Tuesday, April 25, 2006
Kambodza - Phnom Panh
Subscribe to:
Post Comments (Atom)
No comments:
Post a Comment