Tuesday, April 25, 2006

Kambodza - Phnom Panh

Prawie ze lzami w oczach opuszczalismy Laos. Kraj na osobna wyprawe.
Z wielkim trudem, autobusami, truckami i na motorach po lesnych drogach dostalismy sie na granice. Celnik w drewnianej budzie, bez munduru ale za to w brudnej koszulce z napisem POLICE zazadal po 1$ za wbicie pieczatki, taka oficjalna lapowka. Po Kambodzanskiej stronie podobnie tyle ze 2$. Nastepnie okazalo sie ze nie mu juz autobusu ale za to mozemy jechac taksowka za jakas kosmiczna kwote. Z nadzieja za zlapiemy inny autobus przejechalismy na inne przejscie oddalone 10 km. Co ciekawe oficialnie bylismy juz w Kambodzy (mielsimy wbite piecztki) ale bez problemu wjechalismy spowrotem do Laosu i przekroczylismy granice na innym przejsciu w srodku lasu gdzie nikt nawet nie ogladal naszych paszportow. Tu sytuacja podobna, autobusu niet ale czeka juz na nas taksowka, ta sama co wczesniej...
Takich przygod nie mielismy jeszcze na zadnej granicy ale ostatecznie jestesmy w Kambodzy i dotarlismy do stolicy.
Pierwsze wrazenia z Kambodzy, nie liczac granicy, bardzo ok ;)
Jutro jedziemy do Sieam Reap ogladac Angkor Wat.

pozdro

Saturday, April 22, 2006

Sabaidee
Wrocilismy z trekingu.
Gory, dzungla, upal, ulewny deszcz, bloto po kolana, pijawki wylazace z ziemi i wpelzajace do butow, piekne widoki, wioski pelne dzieciakow, wiejski kowal ktory zamiast kowadla uzywal starego, amerykanskiego pocisku, zupa ze swiezego bambusa i wodka z ryzu pita z wodzem wioski to tylko kilka atrakcji ;) Bylo rewelacyjnie i zalujemy ze nie wybralismy sie na dluzej aby wejsc jeszcze glebiej w gory. Nastepnym razem do Laosu trzeba przyjechac na miesiac albo i dluzej, fascynujacy kraj. Zdecydowanie jedna z najlepszych czesci naszej podrozy.

Jestesmy spowrotem w Vientiane. Wczoraj zawiazala sie "polska impreza" z Arturem z ktorym bylismy na trekingu i Rafalem ktorego poznalismy tutaj juz wczesniej.
Co ciekawe wszyscy podrozujacy rodacy ktorych do tej pory spotkalismy nie mieszkaja w Polsce.
Bylo piwko i rozne takie nad brzegiem Mekongu ale atrakcja wieczoru byla laotanska wersja "No woman, no cry" Boba Marleya ;)
Marley to chyba najbardziej zameczany trup na swiecie, slychac go wszedzie. Podobnie Che Guevara, jego widac wszedzie.

Wieczorem ruszamy na poludnie Laosu do Pakse, znow 13 godz w autobusie. Czasem czuje jakbym juz mieszkal w pociagach i autobusach, taki drugi dom ;)
























pracujemy nad przyjaznia polsko-laotanska ;) Lao Hai czyli alkohol ryzu




wiecej zdjec w albumie Laos

Monday, April 17, 2006

Laos

Laos zachwycil od pierwszego momentu. Nastepne miejsce na liscie `trzeba tu wrocic`. Vientiane to chyba najbardziej wyluzowana stolica na swiecie. Nie ma tu pospiechu, korkow i tlumow ludzi na ulicy.
Jest za to: Beer Lao - znakomite lokalne pifko, Cafe Lao - bardzo mocna i bardzo smaczna kawa podawana z gestym slodkim mlekiem i francuskie, chrupiace bagietki ;)
Posiedzielismy (w sumie sporo tez lezelismy) w Vientiane 2 dni ale jeszcze tam wrocimy.
Teraz jestesmy w Luang Prabang na polnocy Laosu. Piekne male miasteczko nad Mekongiem pelne swiatyn buddyjskich i budynkow pozostalych z czasow kiedy Laos byl kolonia francuska. Atmosfera podobna jak w stolicy.

Przypadkiem trafilismy na obchody nowego roku, tutaj licza od narodzin Buddy czyli jest 2549.

Jutro idziemy na 3 dni w gory, podobno po drodze mozna zobaczyc wioski i `tribal people`.

wesolego jajka i mokrego dyngusa ;)

Wednesday, April 12, 2006

bkk

Jakos nam nie lezy ta Tajlandia, nigdzie nie mozemy zdazyc, ciagle sie gubimy albo trafiamy nie tam gdzie trzeba... Nie wiem, moze mamy pecha a moze poprostu to nie ten kraj o ktorym opowiadali nam takie wspaniale historie.
Bangkok jest wielki, zatloczony i troche dziala mi na nerwy ;)
W sumie to ciezko tu poznac jaki naprawde jest ten kraj i ludzie, moze trzeba jechac gdzie indziej ? To juz nie tym razem, nowe wizy juz w paszporcie i jutro spadamy do Laosu.
Mielsimy jechac juz dzis ale oczywiscie sie nie udalo.
Najpierw korek 1,5 godz, potem okazalo sie ze to nie ten autobus, ale nikt nie potrafil wytlumaczyc jakim jechac, moze dlatego ze my nie mowimy po tajsku a moze dlatego ze tajowie nie mowia po polsku ani angielsku ;)
Na koniec wbilismy sie w taxi i dojechalismy na dworzec aby dowiedziec sie ze nie ma juz biletow na dzis, na jutro ani tez na pojutrze.
Trudno, pojedziemy autobusem "turystycznym" dwa razy drozej.

Nie mam sily i pomyslu co napisac o Tajlandii. Moze tylko tyle, ze to dobry kraj dla turystow z grubym portfelem ktorzy szukaja imprezy, panienek albo ladnej plazy na ktora latwo dojechac, pewnie dlatego tak wielu tutaj angoli.
Jedno trzeba jednak przyznac, tutaj znakomicie wiedza jak przyciagnac i obslugiwac turystow. Dobre miejsce na wczasy.

Spotkalism znow francuska rodzinke z ktora jezdzilismy przez chwile razem w Iranie, swiat jest maly :)

Dzis obchodza tutaj tajski nowy rok, cale miasto sie bawi a zabawa polega na polewaniu sie woda, jak u nas w lany poniedzialek :)

Cos nie idzie mi robienie zdjec ostatnimi czasy, czyba aparat mam za ciezki i nie chce mi sie go wyciagac ;)




































tu jeszcze z Ko Phangam








kilka fotek wiecej tam gdzie zawsze

Sunday, April 09, 2006

Bangkok

Impreza Half Moon w dzungli byla swietna !
Z wielkim trudem, ale wstalsimy rano aby dowlec sie na prom i jestesmy w Bangkoku.
Dzis padalo i odsypialismy zaleglosci wiec nie chodzilismy zbyt wiele, jutro zaczynamy ogladanie.
Tajskie jedzenie z ulicznych straganow jest pyszne ale sakramencko ostre, trzeba sie przyzwyczaic tak jak i do jedzenia paleczkami ale to juz potrafimy z Malezji.

Thursday, April 06, 2006

Tajlandia - Koh Phangan

Z przygodami dotarlismy na wyspe Koh Phangan w Tajlandii.
Z Penang wczesnie rano wyjechalismy w kieunku granicy z Tajlandia. Okolo poludnia bylismy juz w Hat Yai po drugiej stronie, ale zeby jechac dalej trzeba miec bathy, czyli tajskie pieniadze a tu niedziela i banki zamkniete. Wyminilsismy 20$ po zlodziejskim kursie w biurze podrozy, tylko tyle aby starczylo na bilet do Chayia skad chcielismy przejechac do Surat i plynac na wyspy. Autobus odjezdzal o 14.30 i wedlug informacj mial byc na miejscu po 7 godzinach czyli ok 21.30. Kierowca stwierdzil ze dojedzie na 20.30 wiec nastawilismy budzik i poszlismy spac. Okolo 20 obudzilem sie i pytam kiedy dojedziemy a tu okazalo sie ze Chayia minelismy prawie godzine temu... Wysiedlismy na nastepnym przystanku w jakims dziwnym miejscu ktorego nazwy nie znam, bez mapy i bez pieniedzy. Probowalismy sie dowiedziec jak wrocic spowrotem co nie bylo proste bo nikt nie mowil po angielsku :) Po godzinie kombinowania znalazlem bankomat wiec mielismy juz kase na bilet, teraz pozostalo znalez autobus. Przyjechal, wsiedlismy i poprosilismy aby wysadzono nas w Chayia. Po 40 minutach autobus zatrzymal sie "in the middle of nowehere" i powiedzieli ze to TU. Wysiedlismy na srodku autostrady. Dziwnym trafem niedaleko byl przydrozny motel, taki jak jak z amerykanskich filmow drogi :) Nie zastanawialismy sie juz co dalej i poszlismy spac. Nastepnego dnia juz bez klopotu dojechalismy do Surat Thani gdzie wpakowalismy sie na prom i jestesmy na wyspie Koh Phangan.
Mamy 5 dni wakacji od podrozowania ;)
Wyspa jest calkiem przyjemna. Pozyczylismy motor i objechalismy juz wszystkie plaze ale po plazach na Andamanach trudno znalezc cos piekniejszego, te sa tylko fajne. Poza tym zbyt wielu turystow i nie sa to turysci "plecakowi". Wyspa slynie z calonocnych imprez Full Moon Party na plazy i dlatego wiekszosc przyjezdnych to zawodowi imprezowicze, glownie z Anglii. Jutro Half Moon Party wiec zobaczymy jak to wyglada ;)
Druga grupe "turystow" reprezentuja podstarzali panowie ktorzy ciagaje sie po klubach i plazach z mlodymi tajkami ktore mozna "wyporzyczyc" na pare dni z oswietlonych na czerwono barow ktorych tutaj pelno.
Niestety prawdziwej Tajlandi tu nie widac, komercja na kazdym kroku.
Pojutrze jedziemy do Bangkoku.

Niespodziewanie minelo piec miesiecy w drodze ;)

Saturday, April 01, 2006

Penang

Do Malezji trafilismy przypadkiem, ale podoba nam sie baaaardzo :)
Niesamowicie przyjaznie ludzie, piekne miejscowki no i jak narazie najlepsze jedzenie od poczatku podrozy. Kilka odmain "noodles" podawanych na rozne sposoby z warzywami, kurczakami i roznymi odmianami owocow morza - pycha ! jedyny problem to to ze trzeba zajadac paleczkami, ale mozna sie szybko nauczyc.